Menu

Historia matki Mózg w dwóch słowach – realizm magiczny w głowie

Jeśli rozwinę wreszcie tę moją historię w formie innej jeszcze niż piosenki, przeczytacie o rzeczach strasznych , ale i momentami oszałamiająco pięknych i śmiesznych. Akcja tej dynamicznej opowieści toczy się w roku 2003,  jednym z kluczowych w moim życiu – w roku zapadnięcia się w czarną otchłań- w rzeczywistość wojny w Iraku i wojny w sobie, bólu i cierpienia. Pamiętacie koniec zimy tamtego roku? albo jeszcze wcześniej, przełom lutego i marca? Wtedy to z dnia na dzień poważnie zachorowałam. Straciłam władzę nad własnym ciałem na prawie pół roku, zachowując przez cały czas trzeźwość umysłu i pełną świadomość. A może nadświadomość, której do dziś staram się nie tracić? Będąc zanurzonym w cielesności- witalnym i zdrowym- nie jest to już łatwe… Mój statek oddalił się od lądu na dobre. Ale! Paradoksalnie oddalenie to pozwoliło mi zdobyć moc, nieporównywalne z niczym doświadczenie- wniknąć wgłąb własnego układu nerwowego na tyle intensywnie, bezkompromisowo i nieodwołalnie, że zobaczywszy siebie od środka, zwalczyłam i ogarnęłam własną armię. Ogarnęłam ją i to na dobre. Nie miałam wyjścia! Musiałam to zrobić, bo tak bardzo silnie CHCIAŁAM ŻYĆ. I nie mógł tej walki podjąć nikt za mnie. To był rok wtajemniczenia. Bezcennego doświadczenia do głębi rzeczy trudnych, ostatecznych.

W pewien niewinny zimowy dzień, jaspersowska sytuacja graniczna dopadła mnie w spotęgowanej i bezlistosnej postaci i trwała wystarczająco długo, by nauczyć mnie czegoś nieosiągalnego w żaden inny sposób, czegoś co jest dla mnie lekcją, która trafia się raz w życiu. Mimo tamtych absurdalnie dziwnych przeżyć i niemocy- albo właśnie dzięki nim – nauczyłam się jednej prostej rzeczy: totalnego szacunku dla każdej minuty życia.  Osobliwe to uczucie, gdy twoje ciało zachowuje się tak, jakby ktoś odłączył mu kabel z gniazdka, i nie jest to chwilowa niemoc, bo faktycznie nie możesz samodzielnie oddychać, a jednak nie umierasz, każdego dnia budzisz się i istniejesz, młoda, pełna woli życia, a bez możliwości najmniejszego ruchu, gdy z każdym tygodniem zapadasz się w sobie coraz bardziej, w końcu ruszasz tylko powiekami. Na Oiomie spędzasz trzy miesiące swojego życia i czujesz, że tracisz wszystko, wszystko poza… kontaktem z bliskimi – ich obecność jest dla ciebie najważniejszą rzeczą – i poza… WYOBRAŹNIĄ , dzięki której wyruszasz w podróż, walczysz, zmieniasz więzienia, pola walki, szukasz wyzdrowienia, przeżywasz rzeczy straszne i piękne, wyobraźnią, dzięki której cały ten czas wspominasz potem nie jako koszmar, tylko mistyczne przejście (…) Miałam szczęście wrócić. Ogromne szczęście. Teraz czuję, że dochodzę do punktu, w którym zaczynam mówić otwarcie o świecie i będę snuć moją opowieść, na ile starczy mi sił. O tym m.in. śpiewam – (ale spokojnie, nie tylko o tym) – teraz zaczynam działać w pełni. Przed oczami i w sercu… wciąż żywe… obrazki STAMTĄD.

cdn.